Mijamy Dużą Walcownię, dojeżdżamy pod Średnią. Wysiadamy, kolega Chmiela zapomniał kasku - czekamy. W końcu u celu, ale przez zwłokę jesteśmy ostatni i mamy na karku ochroniarza, sprawdzającego nasze poczynania. Staraliśmy się robić zdjęcia komórkami - nie specjalnie nam to wychodziło, a teraz jest trudniej. Wchodzimy na platformę przechodzącą nad linią produkcyjną. Półprodukty są tu zamieniane na pełnowartościowe szyny czy inne ustrojstwa. Idioci zatrzymują się żeby popatrzeć, natomiast Ci co pozostają na dole zaczynają się gotować od bliskości stali - rozgrzana do czerwoności, z odległości niespełna 3m jest zabójcza. Odwracam się plecami żeby się nie ugotować i krzyczę żeby się ruszyli. Na szczęście proces leci dalej a sztaba mknie po linii walcowniczej. Wszędzie lecą iskry od procesu walcowania, w połączeniu z wciąż tryskającą wodą, która tak się gotuje że nie może wyparować atmosfera jest niepowtarzalna. Wilgoć, pył i poczucie bycia małym - tego tam doświadczyłem. Następnie hałas - sztaby lekko wystudzone lądują na przenośnikach, które raz za razem przewracając je, zwalniają miejsce na następne. 1/3 hali jest przeznaczona właśnie na proces przenoszenia/studzenia do szarości. Wychodzimy z drugiej strony, pakujemy się w autobus i za bramę. Stamtąd już niedaleka droga do busa do domu...
A szkoda, bo na prawdę było na co popatrzeć.